1 grudnia 2017

[165] Jak by to było, gdyby…? – „Jak zawsze”

Przeszłość jest wszystkim, przyszłość to zbiór pobożnych życzeń i zazwyczaj chybionych wyobrażeń.



Cofanie się w czasie lub podróżowanie w przyszłość to dość częsty motyw czy to w literaturze, czy w filmie. Często też pytamy siebie nawzajem, czy gdybyśmy mieli wybór, wolelibyśmy wrócić do przeszłości i być może naprawić błędy, które popełniliśmy, albo przeżyć życie jeszcze raz lub też cofnąć się w zupełnie inne czasy, czy może zdecydowalibyśmy się na wycieczkę do świata za sto, tysiąc czy dziesięć tysięcy lat. Podróże w czasie nas fascynują i choć obecnie nie są one możliwe i nie wydaje się, by w najbliższym czasie miało się coś w tej kwestii zmienić, nadal na ten temat fantazjujemy.

Ludwik i Grażyna są już w takim wieku, że niemyślenie o zbliżającej się śmierci byłoby naiwnością. On przekroczył już osiemdziesiątkę, ona do niej dobija. Są małżeństwem od dekad i właśnie świętują pięćdziesięciolecie ich… pierwszego wspólnego seksu. Całe ich życie i cały ich związek podszyte były namiętnością i mimo wieku nadal z tego nie zrezygnowali. W ciągu tych kilkudziesięciu lat były lepsze i gorsze momenty, chwile zwątpienia, kłótnie i awantury, ale po pół wieku nie ma to znaczenia. Po raz pięćdziesiąty świętują rocznicę, rozmawiają o tym, czy dobrze przeżyli życie, co mogli zrobić lepiej, a z czego są zadowoleni — a przemiły wieczór kończy się upojną nocą. Kiedy rano budzą się nabuzowani jeszcze emocjami i podnieceniem, orientują się, że zaszła pewna zmiana. I to spora. Skóra się wygładziła, kości przestały boleć, choroby i wszelkie dolegliwości podeszłego wieku zniknęły, a ciało powróciło do wyglądu i kondycji sprzed pół wieku, kiedy mieli po mniej więcej trzydzieści lat. Świat za oknem też jakiś inny… Krajobraz jak z lat sześćdziesiątych, ale zdecydowanie nie jest to PRL. Podczas gdy Ludwik i Grażyna odmłodnieli, Polska też cofnęła się w czasie. Warszawa wygląda inaczej, a przede wszystkim jest jakaś taka… sfrancuziała. Sen? A może nie? Czy Ludwik i Grażyna dostali drugą szansę od losu? A może to druga szansa dla Polski?

 

Zarys fabuły tej książki może – ale nie musi – zaciekawić, jednak tak naprawdę niewiele o niej mówi. Brzmi dosyć poważnie, istnieje obawa, że po jego przeczytaniu niektórzy pomyśleli: „filozoficzne brednie”, „kolejna pseudorefleksja o sensu życia” albo „ale to już – w takiej czy innej formie – było”. I szczerze mówiąc, nie dziwię się osobom, które faktycznie tak pomyślały, bo gdyby nie nazwisko autora i zaufanie do niego, pewnie też „Jak zawsze” nie przykułoby mojej uwagi. I dużo bym wtedy straciła. Tak naprawdę ta książka w wierzchniej, widocznej na pierwszy rzut oka warstwie nie ma z filozofią czy refleksją (przynajmniej nie zbyt górnolotną) nic wspólnego, nie powiela też schematów. Oczywiście nie da się przy tematyce podróży w czasie (nawet nieplanowanej) uniknąć pytań o to, czy w takim wypadku historia zatoczy koło i czy, świadomie lub nie, przeżyjemy życie drugi raz w ten sam sposób, czy jednak mamy jakiś wybór i nie rządzi nami przeznaczenie i czy w ogóle powinniśmy spróbować żyć inaczej lub żyć tak samo. Zygmunt Miłoszewski ma jednak najwyraźniej dar do tego, aby o przerobionych już na tysiące sposobów tematach pisać tak, że nie ma się wrażenia powtarzalności.

Słodki Jezu, aż miałam mu ochotę wygarnąć, że widziałam to na własne oczy i w XXI wieku w godzinę to się nawet do Łodzi pociągiem z Warszawy nie da dojechać, tak samo w tych pociągach jak dziś śmierdzi i tak samo gówno przez dziurę wylatuje na tory. Futurystyka, futurologia, cybernetyka, robotyka, a gówno jak wylatywało na tory, tak nadal wylatuje – tak mogłabym podsumować świetlane perspektywy rozwoju naszej cywilizacji.

Głównych bohaterów tej książki jest tak naprawdę trzech – wspomniana już przeurocza para, Grażyna i Ludwik, której należą się brawa i podziw za ponadprzeciętnie udane pożycie małżeńskie, a także Polska, zredukowana dla pełnego zobrazowania do Warszawy. A więc, niczym w polskim romantyzmie, tematyka miłosna przemieszana z tematyką narodową. I już, już widzę miny niektórych – no bo o Polsce i jej problemach słyszy się non stop, w telewizji, radiu, internecie, niedługo tematyka narodowa wyjdzie z lodówki i pralki, więc niech chociaż książki pozwolą nam od tego uciec. Ale! Ta Polska jest inna. Tę Polskę ominął komunizm, choć inne kraje, tak jak to było normalnie, znajdują się pod panowaniem Związku Radzieckiego. Tę Polskę uratowała Francja – choć nieco później niż w czasie wojny, bo wojna była, powstanie też, wraz ze wszystkimi ich konsekwencjami. Ta Polska zdaje się podążać innym torem, niż faktycznie kiedyś podążyła. Niezwykłe jest to, ile możliwości daje taka zabawa w alternatywną rzeczywistość i ile z tych możliwości wykorzystał Miłoszewski. Alternatywna Warszawa jest z jednej strony zupełnie inna, ale z drugiej taka, jak zawsze. Zmieniły się tylko okoliczności. Polacy to jednak nadal Polacy – a tych autor ukazał tak, jak to ma, jak już zdążyłam zauważyć, w zwyczaju: lekko ironicznie, lekko uszczypliwie, ze wszystkimi przywarami, ale też zaletami. Francuska Warszawa-Polska robi jednak spore wrażenie – jest przede wszystkim w latach sześćdziesiątych krajem otwartym na świat, a nie skrytym za żelazną kurtyną szaroburym miejscem, w którym wszystkiego brakuje i które jest i jednocześnie nie jest wolne. Warszawa z „Jak zawsze” to też zupełnie inna architektura, którą Miłoszewski wspaniale i obrazowo opisuje, zestawiając z faktycznym wyglądem stolicy. Nie ma więc warszawskiej ikony, a jednocześnie straszydła i wspomnienia złych czasów, czyli Pałacu Kultury i Nauki. Nie ma Stadionu Narodowego. Główne ulice wyglądają zupełnie inaczej. Dworzec Centralny nazywa się Głównym i również nie przypomina „naszego”, czyli także tego, który zapamiętali Grażyna i Ludwik. I tak dalej, i tak dalej. Poza tym młodzież używa innego języka, ponieważ przejmuje popularne francuskie zwroty lub zapożycza je i przerabia tak, by brzmiały trochę bardziej polsko, tak jak dzisiaj robimy to z zapożyczeniami angielskimi. A i sytuacja polityczna na pierwszy rzut oka wydaje się trochę inna – o władzę walczą tu głównie dwie opcje: dotychczasowy rząd zaprzyjaźniony z francuskim wraz z prezydentem Eugeniuszem Kwiatkowskim na czele, a także Unia Słowiańska z Edwardem Gierkiem jako przywódcą. Zupełne pomieszanie z poplątaniem, ale jak to w polityce – nic nie jest tym, czym się wydaje. Mimo wszystko ze względu na to, że autor pokusił się o umieszczenie w „Jak zawsze” pewnych smaczków, czuć, że to jednak nadal ta „nasza” Polska. Wiele tu odniesień do szeroko rozumianej kultury – czy to do literatury, czy to do muzyki, a także do filmu. Spotkać można znane do dziś nazwiska, takie jak Iwaszkiewicz czy Hłasko. Poza tym pojawiają się też nawiązania do współczesnej popkultury – w końcu Grażyna i Ludwik, mimo że nie najmłodsi, łyknęli trochę XXI wieku. Niesamowita jest ta Warszawa-Polska – z jednej strony zupełnie inna, nowa, nieznana, a z drugiej jakby znajoma.
 
Jednak to, co jest w tym wszystkim najlepsze, to sposób, w jaki odbiera się tę książkę. Co do pióra i warsztatu Miłoszewskiego nie miałam wątpliwości, bo wiem, że pisze świetnie, i nie inaczej jest w przypadku „Jak zawsze”. Jednak tak całkowicie poza tym – ta książka, mimo dość dużej roli, jaką odgrywa tutaj polityka, napisana jest niezwykle lekko, co w połączeniu z ironią i zabawnymi momentami daje fantastyczny efekt. Warto wspomnieć, że Grażyna i Ludwik na początku swojej przygody w nowej rzeczywistości w wyniku pewnych okoliczności (żona Ludwika, którą de facto w normalnym życiu zdradził właśnie z Grażyną, a także powrót Adama, pierwszej miłości Grażyny) rozdzielają się i każde zaczyna niejako nowe życie, a to prowadzi do wielu mniej lub bardziej śmiesznych sytuacji. Bo wyobraźcie sobie: z osiemdziesięciolatki zamężnej od lat pięćdziesięciu stajecie się na powrót pełną energii trzydziestolatką, jeszcze – w tym świecie przynajmniej – bez męża, którego musiałyście znosić przez pół wieku i którego macie, mimo całej miłości, po dziurki w nosie. Na horyzoncie nowe możliwości, nowa miłość, nowe przygody – nowe życie. Kto by nie skorzystał? A że świat mały, no to cóż… czasem i jedno, i drugie przypadkiem na siebie wpadnie. Dodajmy – uparte i jedno, i drugie. Cała ta refleksja o życiu i o przeznaczeniu zasadzona jest w „Jak zawsze” na ironii, uszczypliwości i chęci udowodnienia, że inne życie może być równie dobre, albo nawet i lepsze. Ale wiadomo, jak będzie – jak zwykle. Jak zawsze.

– Przecież – wydukał – przecież to jest raj. Grażyna, ty jesteś aniołem, wysłanniczką z raju. Twój świat to jest spełnienie wszystkich marzeń ludzkości o dostępie do wiedzy, wymianie informacji współistnieniu różnych poglądów, bez barier językowych, to jest zwycięstwo prawdy naukowej, to wyklucza istnienie konfliktów, wojen, w takim świecie każde kłamstwo zostanie zdemaskowane w ciągu sekund, czyli że nie da się manipulować tłumem, rozgrywać resentymentów i nienawiści.
Nie komentowałam. Niech sam się przekona za parę dekad.


Ta książka to dla mnie zupełnie inny Miłoszewski. Jak dotąd znałam tego pisarza jako autora kryminałów, polubiłam go przecież bardzo za Szackiego, jak również horroru (patrz: Polska powieść grozy?), ale z „Jak zawsze”, które przez wydawcę zostało okrzyknięte komedią ironiczno-romantyczną (w punkt!), tamte książki łączy z tą tylko jeden pierwiastek: Polska. Polskość. I to polskość w wydaniu, jak zawsze, ironicznym właśnie. Lubię autorów, którzy w ten sposób opisują nasz kraj – z lekkim przymrużeniem oka. I tego zdecydowanie tutaj nie zabrakło, co więcej – ta książka się na tym w gruncie rzeczy opiera. Tym razem jednak to żaden mroczny klimat, a wręcz przeciwnie – z tej książki bije właściwie jasność i swego rodzaju świeżość. Bo właśnie świeżość czułam przez cały ten czas, gdy czytałam „Jak zawsze” – i już sama nie wiem, czy to dlatego, że ostatnio królują u mnie same thrillery i tym podobne, czy to może tak żywotna, całkowicie nieprzeciętna para staruszków była tym powiewem świeżości, a może jeszcze inaczej, może to ta nowa Warszawa, nowa Polska, inna, francuska, nieznajoma, którą mogłam odkrywać wraz z Grażyną i Ludwikiem. Z drugiej jednak strony nie da się uciec od tego, że ta świeżość jest złudna i zapewne tak jak polskie społeczeństwo oraz Grażyna i Ludwik dałam się złapać w jej pułapkę. Bo w gruncie rzeczy, mimo że Polska w „Jak zawsze” jest inna, jej historia potoczyła się inaczej, to tak czy siak jest jak w tytule – jak zawsze. Zygmunt Miłoszewski, wykorzystując stworzoną przez swojego bohatera terapię o nazwie teoria luster, sadza na kozetce dwie Polski, tę rzeczywistą i tę alternatywną, i każe przejrzeć im się w sobie jak w lustrze, aby zobaczyć swoje problemy i w ten sposób znaleźć ich rozwiązanie.

„Jak zawsze” – może nawet trochę niespodziewanie – trafiło w pełni w mój gust, idealnie wpasowało się w obecny nastrój, niezwykle mnie zaskoczyło i pochłonęło. Przez kilka wieczorów nie byłam w zwykłej Warszawie, którą widzę na co dzień – byłam w tej alternatywnej, dziwnej, ale ciekawej, na poły francuskiej, ale nadal niesamowicie polskiej. I była to doskonała wycieczka. Chapeau bas, Panie Miłoszewski, w moich oczach odkleiła się od Pana łatka „tego od Szackiego”, wolę zdecydowanie cudownie klimatyczną, ale pod spodem cały czas taką jak zawsze, francuską Warszawę. 

Informacje o książce:
Autor: Zygmunt Miłoszewski
Ilość stron: 480
Literatura: polska
Wydawnictwo: W.A.B.
Moja ocena: 10/10
Wyzwania:
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu W.A.B.!

9 komentarzy:

  1. Nie znam jeszcze niestety twórczości tego autora. Planuję jednak to zmienić i mam zamiar sięgnąć po tę książkę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie szczerze polecam i mam nadzieję, że na tej jednej się nie skończy. :)

      Usuń
  2. Ten szum wokół Miłoszewskiego, nie tylko blogowy, ale też prywatny, bo poleciła mi go niedawno koleżanka, sprawił, że autentycznie coraz bardziej mnie jego książki nęcą. A Twoje zobrazowanie, o co dokładniej chodzi w jego najnowszej książce, tym bardziej podkręcają moją ciekawość. Muszę koniecznie niedługo do niego zajrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjemnej lektury, oby twórczość Miłoszewskiego Ci się spodobała. :)

      Usuń
  3. Właśnie rozważałam czy warto tę książkę przeczytać. Ja się przyznam, że nie miałam z autorem jeszcze do czynienia, chociaż chciałam nadrobić jego kryminały. Widocznie zacznę jednak od tej pozycji, bo teraz naprawdę jestem jej ciekawa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kryminały też dobre, ale "Jak zawsze" totalnie mnie oczarowało, bo to coś trochę innego. Ale polecam i to, i tamto. W ogóle Miłoszewskiego. Mam nadzieję, że spodoba Ci się jego twórczość. :)

      Usuń
  4. Właśnie czytam tę książkę i chociaż początek trochę mi się dłużył, to teraz idzie już z górki. Uwielbiam styl Miłoszewskiego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że do końca będzie tak dobrze. To prawda, styl Miłoszewskiego jest bardzo dobry. :)

      Usuń
  5. Ależ teraz żałuję, że będąc ostatnio w empiku nie wzięłam tej książki do ręki. Mogłaby to być niezła gratka!

    OdpowiedzUsuń